odrobine szaleństwa i tragizmu, co potrafiła przekazać w spojrzeniach.Miała piękne,"gorejace oczy"...może dlatego tak świetnie grała role tragiczne , hm i tak też odeszła..., żal....
"gorące oczy" - o tak, też to zauważyłem. W sumie nie musiała mówić, bo te jej spojrzenia były tak wymowne....
To prawda, zagrała tę rolę świetnie. Trafiłam na film, bo w czasie 2 sezonu true detective, w jednej scenie bohaterki siedzą w hotelu i w telewizji leci właśnie ten film. Znałam go tak to tylko z tytułu. Rodzice Deanie zrobili wszystko co mogli by jej wesprzeć bardzo ją kochali, ale wiele razy mylili potrzeby córki. Bud mnie irytował, sam nie wiedział czego chciał, a w ostateczności związał się z kobietą, która pod każdym względem przypominała dawna Deanie (już od pierwszej sceny w restauracji szaleje na jego punkcie "go nuts"). Ten film zdaję się być szablonowym popisem amerykańskiego kina, którym inspiruje się wielu współczesnych reżyserów.