w ogóle brak Oscara dla niej, to jakiś żart.

No jeśli uznamy że jej rola była drugoplanowa to faktycznie Oscar jej się należał. Ja na przykłąd nie rozumiem za co nominację dostał Kingsley? Keitel to jeszcze, szczególnie za pierwszą swoją scenę, która może przeważyła właśnie o nominacji (również nominowany Michael Lerner w Barton Finku pokazał się dosłownie tylko dwa razy na kilka na minut i jak widać można i za taki numer dostać nominację).

Słusznie prawisz Autorze, mój Autorze. To wręcz życiowa rola tej pani, podobnie zresztą jak jej (wtedy jeszcze) przyszłego męża Warrena. A sam film znakomity.

Annette uwielbiam także w "Naciągaczach" Stephena Frearsa (wspaniała jako taka współczesna femme fatale!), z kolei Warrena najbardziej cenię za rolę w "Czerwonych" i "Syndykacie zbrodni". Chociaż on tych świetnych ról ma naprawdę sporo ("Wiosenna bujność traw", "Rzymska wiosna pani Stone", "Bonnie i Clyde", "McCABE i PANI MILLER" czy... "Szampon"! A, i jeszcze "Senator Bulworth":-). Inna rzecz, że nigdy nie był szczególnie za to doceniany...